Obserwatorzy

czwartek, 31 marca 2011

Wiosenne promyki radości...


   Smutno mi było po powrocie z Białowieży. Pogoda kiepska i trochę tęskno za błogą ciszą i naturą. Natchniona klimatem  bloga "Romantycznej Duszy" zaczęłam szperać w starych książkach z mojej domowej biblioteki. Czego szukałam? Chyba tej nutki nostalgii i liryzmu jakie można w nich znaleźć. Natrafiłam na ulubioną książkę mojej babuni.

Wydane w Warszawie w 1902 roku. Jest tu jeszcze napis w języku rosyjskim informujący o tym, że książkę ocenzurowano i dopuszczono do druku.


Przeczytałam kilka wierszy, aż natknęłam się na ten, który bardzo chcę Wam zadedykować.


      Dla Was

Jak ptaszę śpiewacze wciąż piosnkę wam niosę,
         A różną bywa jej własność:
Czasami w niej słońca blask zadrga, jak jasność
         Na róży zaklęta w rosę;
Czasmi ożywczą kropelką upadnie,
         Orzeźwi serca i czoła -
Czasami jak echo urwane zawoła,
         Zazgrzyta bólem szkaradnie.
Lecz życie to ludzkie jest przędzą, splątaną
         Ze złotych i czarnych nitek -
A nie wiesz nic, jaki w swej ręce masz zwitek,
         Jaki do dłoni Ci dano.
Ostrożnie rozwijaj, lecz naprzód wiedz o tem,
         Że prząść się szara nić będzie;
Że wszędzie i zawsze, że zawsze i wszędzie
        Trudno się spotkać ze złotem -
A jeśli Ci w paśmie splątanem żywota
        Nić pożądana zabłyśnie:
Oburącz ją chwytaj, nim urwie się, pryśnie,
        Jedyna może nić złota!

    Pomyślałam sobie, oby  ta szara nić zbyt długo się nie przędła i  faktycznie szarość trwała krótko. Złote niteczki jak wiosenne promyki radości wdarły się nieoczekiwanie w moje życie.
   Wczoraj nieoficjalnie, a już dziś całkiem oficjalną drogą dowiedziałam się, że prace plastyczne dwójki moich uczniów (Oli i Michała) znalazły się w gronie sześciu najlepszych w Polsce i pojadą reprezentować nasz kraj na międzynarodowym konkursie w Paryżu.

     Dzieciaki dzięki Wam za cierpliwość i wysiłek i życzę dalszych sukcesów!

Drugi promyczek - dziś dotarło do mnie piękne lustro, które dostałam jako  nagrodę od mojejgo ulubionego czasopisma - "Werandy" za jakiś konkurs. Lustro złote jak ta złota niteczka w życiu.



Lustro duże a świat się w nim naprawdę pięknie  odbija.


    Trzeci  promyk, coraz więcej osób mnie odwiedza w moim "Zaciszu" i pozostawia po sobie ślad w postaci ciepłych komentarzy. Dzięki Kochani, że tu zaglądacie. Z wielką przyjemnością czytam Wasze wpisy i dlatego proszę o jeszcze.
   Na koniec czwarty promyczek to już ten prawdziwy słoneczny, bo pogoda w końcu typowo wiosenna. Ciepło i słonecznie, aż chce się żyć!

    Życzę wszystkim, jak najwięcej złotych niteczek szczęścia i wiosennych promyków radości.
    Pozdrawiam cieplutko.


poniedziałek, 28 marca 2011

"Duchy" Białowieży


Ja, dziewczę wychowane w Puszczy Świętokrzyskiej zawsze marzyłam o tym by odwiedzić królową polskich lasów Puszczę Białowieską. Las jest dla mnie drugim domem. Dzięki moim rodzicom od dziecka obcowałam z przyrodą i dziś nie potrafię żyć bez zapuszczania się w leśne knieje. Bez względu na porę roku wypady do lasu są dla mnie najlepszym sposobem na doładowanie  „akumulatora”. Najbliższe memu sercu są lasy świętokrzyskie, ale ostatnie cztery dni spędziłam podziwiając przyrodę Puszczy Białowieskiej.
Pisząc, duchy Białowieży,  wcale nie miałam na myśli jakichś pozaziemskich istot, ale wręcz przeciwnie myślałam o wszystkich tych ciepłych i życzliwych ludziach, dzięki którym mój pobyt na naszych wschodnich rubieżach był wyjątkowo  miły i udany. Ci ludzie to przemili mieszkańcy Białowieży, kompetentni i pięknie opowiadający o Puszczy pracownicy Białowieskiego PN oraz moje koleżanki: Ala, Henia, Aneta i Basia.
Cudowne miejsce, piękni ludzie i  żyjesz jak w bajce!
Jeśli ktoś z Was jeszcze nie miał okazji podziwiać piękna tych terenów powinien koniecznie tam się wybrać, aby usłyszeć bicie serca starej Puszczy i zobaczyć jej króla - żubra, który dzięki wysiłkowi wspaniałych ludzi powrócił na swoje włości.
Póki co zapraszam do obejrzenia krótkiego fotoreportażu z moich białowieskich wędrówek. 

Łzy porannej rosy na omszałym pniu starego parkowego dębu witają Cię o poranku.


Młode zagajniki cierpią od ran zadych zimą przez głodne zwierzęta leśne.




 
Podmokłe olsy


Olbrzymie puszczańskie wykroty.

Białowieża wiosną w zimowej szacie.




Piękna jest tutejsza, stara drewniana architektura.


A na koniec prawdziwy duch. Spróbujcie go znaleźć na tym zdjęciu.



Pozdrawiam wszystkich wiosennie.







wtorek, 22 marca 2011

Wariacji wielkanocnych ciąg dalszy....

Tak jest co roku. Co najmniej na miesiąc przed świętami rozpoczyna się robótkowe szaleństwo. Przygotowywanie wielkanocnych dekoracji cieszy podwójnie, pomaga przywoływać wiosnę i ciepło, a potem dzięki nim w domu jest piękniej i radośniej. No i jeszcze trzecia sprawa najważniejsza, wielkanocny kosz i dom udekorowane są  zawsze oryginalnie i budzą zachwyt znajomych i nie tylko. W tym roku musiałam wymyslić coś takiego, co pozwoliłoby zaspokoić "krawieckie" ambicje Janka i tak powstały filcowe pacynki.
 Najpierw narysowałam projekt na papierze.
Projekt prosty, dobry też dla dzieciaków.
Potem poszły w ruch : filc, mulina, koronki, igła i różne ozdoby. W ten sposób uszyliśmy z Janem dwa komplety ozdób.
 Pierwszy w wersji romantycznej.








Drugi komplet, ulubiony Jaśka, bardziej w wiosennych kolorach.







Zapowiada się, że w tym roku święta wielkanocne będą miały w naszym "Zaciszu" piękną oprawę. "Świeże" ozdoby i tradycyjne potrawy, to najlepszy sposób na  rodzinne, ciepłe święta. 
Pozdrawiam wiosennie.  



sobota, 19 marca 2011

Opowieść o naszym domu , w którym żyją rodzinne wspomnienia.

Odwiedź nasze "Zacisze", zapraszam.


   „Radziejowe Zacisze” wybudowali moi rodzice, a my z mężem urządziliśmy je tak by znalazło się tu miejsce dla wielu rodzinnych pamiątek. Te pamiątki to nie jakieś wyjątkowo cenne  okazy a po prostu zwykłe sprzęty, których na co dzień używali kiedyś nasi przodkowie.
  A wszystko zaczęło się od rozbiórki starego domku babci. Babcia Julianna była najbliższą towarzyszką mojego dzieciństwa, osobą ciepłą i bardzo skromnie żyjącą. Mieszkała długie lata z nami, a jej domek stał opuszczony. Kiedy odeszła pozostały po niej tylko piękne wspomnienia. Po kilku latach musieliśmy rozebrać „babciny” domek. Nie było w nim już nic, ale kiedy zaczęły się prace rozbiórkowe na strychu robotnicy znaleźli trzy żelazka na węgiel i  duszę...




 ...i wtedy wszystko się zaczęło. Postanowiłam je zachować. Ze wzruszeniem myślałam o tym, jak kiedyś babcia zapewne prasowała nimi  te wszystkie piękne koronki z szuflady mojego kredensu.

 
 

Kiedy w kącie składziku na opał znaleziono następnie drewniane szkielety starych krzeseł wiedziałam na pewno, że też staną w moim domu. Muszę przyznać, że cała reszta rodziny patrzyła na mnie co najmniej dziwnie. Tata jęczał, że chyba oszalałam, bo krzesła  nadają się tylko na ognisko. Jacek (mój mąż) z rezygnacją machał ręką, wiedział, że jak się uprę to nikt mnie nie przekona. A ja chciałam ocalić te resztki babci dobytku. Miałam wrażenie, że w ten sposób zatrzymam wspomnienia z mojego dzieciństwa. Dziś krzesła są ozdobą naszej kuchni,  a my zasiadamy na nich do każdego posiłku. 


 Stoją w towarzystwie dębowego stołu, który jest dziełem mojego dziadka. Ojciec mojego taty zrobił go własnoręcznie chyba z siedemdziesiąt  lat temu. Przeszedł wiele, stał w różnych dziwnych miejscach. Pamiętam, że mój tato miał kiedyś na nim swój warsztat, a kiedy opuściliśmy stary dom stół pozostał na długie lata zapomniany w stodole, gdzie niszczał koło starego kufra.  Stamtąd po wielu latach wyciągnęłam oba te „skarby” i  przywróciłam im dawną świetność.

 


Cieszę się, że mogę dziś z rodziną zasiadać do  śniadania korzystając z pamiątkowych sprzętów. Wierzcie mi, że każda potrawa lepiej  trochę smakuje kiedy opowiadamy sobie rodzinne historie.  
Najwięcej pamiątek zgromadzonych jest w naszej „Zacisznej” kuchni. Myślę, że w wielu domach tak jak u mnie to pomieszczenie jest jego sercem. Tak też było kiedyś, dlatego najwięcej pamiątek po naszych dziadkach stanowią przedmioty kuchenne.

Jest stara waga




          i butelki w których babcia trzymała własnoręcznie przygotowane  soki owocowe.




 Jest też stary syfon na „bąbelkową wodę” jak zwykłam mawiać jako mała dziewczynka.
Oprócz bardzo starych są też młodsze pamiątki, czyli takie które należały do moich rodziców. Od mamy dostałam maszynę do szycia, lubię ją bo ma bardzo ładne zdobienia.


Kuchenne półki to ślubne wiano moich rodziców. Kiedyś wyglądały inaczej, były całe białe. Ja ze starannością zmieniałam je tak by pasowały do naszego wnętrza.

Przede mną jeszcze duże wyzwanie na te wakacje. W „łazienko-pralni” czeka na odnowienie kredens, który stanowi komplet z półkami. Na razie uporałam się częściowo z szufladami. Efekt myślę  udany. Reszta musi poczekać. Ale już dziś cieszę się na myśl jaki będzie śliczny i ile rzeczy uda mi się w nim zmieścić.



Tyle na dziś. Pozostałe pamiątki zachowam na kolejną opowieść. Pozdrawiam cieplutko choć za oknem niestety znów zima. 
    

 

czwartek, 17 marca 2011

Kolorowy zawrót głowy, czyli ale jaja!






Zaplanowałam te pracę na weekend, ale czasem gdy coś sobie umyślę trudno z wykonaniem czekać nawet kilka godzin, a co dopiero kilka dni. Tak więc dziś po pracy zasiadłam wieczorem do zdobienia wielkanocnych jaj. Najpierw było darcie na paski starych kolorowych bluzeczek, a potem klejenie paseczków do jajek. Najprzyjemniejsza część pracy to zdobienie. Tym razem chciałam, żeby jaja były bardzo kolorowe i radosne. Tak dla poprawienia sobie nastroju, bo mam ciut za dużo problemów ostatnio. I chyba się udało. Jajka są landrynkowo kolorowe i wesolutkie, że hej. 









Wystrojone zaczekają teraz trochę aż będę zdobić "Zacisze" na święta.  Na moim kredensie będą pięknie wyglądać z dodatkiem naturalnej zieleni.

poniedziałek, 14 marca 2011

Panna z mokrą głową

Tak pomyślałam o nowej lalce Miry, która "narodziła" się w zeszłym tygodniu.


 No taką szopę włosów to chyba chciałaby mieć na głowie większość kobiet.



Patrzę na nią a ona zadziornie się uśmiecha i pilnuje swojego stada kur i jakby chciała powiedzieć - tylko spróbuj mi którąś wziąć. A ja podebrałam jej dwie sztuki, bo potrzebowałam ich do mojej wiosennej, kredensowej kompozycji.









Następnych kilka godzin spędziłyśmy z Mirą na pogaduszkach, które połączyłam z  pobieraniem lekcji zdobienia jaj wielkanocnych. Tym razem wszystkie, podobnie jak nasza panienka, w kolorach ecru. Potem nastąpiła sesja zdjęciowa, w czasie której nasza niesforna modelka  wdzięczyła się do kamery przybierając różne pozy i strojąc piękne miny.








Tak minęła nam piersza wiosenna, ciepła niedziela. Wyjechałam z "Zacisza" znów zrelaksowana, z naładowanymi akumulatorami.